(Gorzów Wielkopolski)
Obecnie jestem aktorką i pracuję w Teatrze Miejskim w Gliwicach. Wcześniej byłam głównie freelancerką, przez jakiś czas mieszkałam też na południu Włoch, w Salento. Do Polski wróciłam w 2014 roku z powodów rodzinnych i zaangażowałam się w aktywizm w Gorzowie. Nie mieszkałam tam 16 lat, czyli od ukończenia liceum, i przygnębiło mnie to, jak moje miasto popadało w ruinę, było źle rządzone, ludzie nie mieli nadziei na poprawę. Odnosiło się wrażenie, że mieszkańcy są poddanymi prezydenta i mogą z miasta co najwyżej pokornie korzystać, ale nie są jego współwłaścicielami. Prezydent inwestował np. w pole golfowe czy stadion żużlowy, podczas gdy kamienice się rozpadały, a ludzie biednieli z roku na rok. Remontowane były ulice prowadzące do domu prezydenta czy radnych - podmiejskich sypialni. Całe śródmieście nie widziało miejskiej inwestycyjnej złotówki na remonty czy naprawy od lat. Chcieliśmy zmienić narrację o mieście, o tym, kto nim rządzi - że prezydent jest przez mieszkańców zatrudniany do zarządzania naszym wspólnym dobrem. W 2014 roku założyliśmy ruch miejski Ludzie dla Miasta, z którym zaczęliśmy ubiegać się o udział osób w sesjach rady miasta, transparentność urzędów, uczenie ich samorządności. Znaleźliśmy kandydatów, wygraliśmy wybory i wprowadziliśmy 7 radnych do rady gminy. Niestety, “nasz” prezydent, z naszego komitetu, szybko zawarł układy ze starymi wyjadaczami i partiami, wszedł w buty poprzednika, więc szybko staliśmy się opozycją. Część naszych postulatów została przejęta przez prezydenta, który je później ośmieszał w praktyce. Po półtora roku działania wyprowadziłam się znowu z miasta.
W Gorzowie zawsze wygrywało PO i Nowoczesna. Co ciekawe, PiS w wyborach samorządowych, niezależnie od okręgu, zdobył taką samą ilość głosów - czyli ludzie głosowali na partię, nie na osoby. W innych partiach widać większe zróżnicowanie, co wskazywałoby na to, że wyborców interesowały konkretne osoby, a nie ideologiczna linia.
Na poprzedniego prezydenta głosowano dlatego, że nie było rozsądnej alternatywy. Rządził przez 16 lat, więc wprowadzenie przez PiS kadencyjności tych urzędów jest więc dobrym posunięciem. Obecny prezydent jest popularny, bo wie, jak kupić wyborców, jak zabawiać mieszkańców. Sięga po populistyczne metody: organizuje festyny, wielkie fety, zamiast np. remontować za te pieniądze szkoły. Rozpadają się mieszkania komunalne - ale są pieniądze na remontowanie gabinetu prezydenta za 100 tys zł! Kilka milionów z budżetu rocznie idzie na prywatną spółkę Stal Gorzów czy licencję dla niej na organizację Grand Prix żużlu, z którego miasto nie ma ani złotówki i nawet nie ma pojęcia, ile Stal na tym zarabia.
To, że tak łatwo nas - obywateli i obywatelki - kupić, jest efektem braku dobrej edukacji obywatelskiej i demokratycznej. W szkołach uczymy się, że demokracja to wybory i rządy ludu, i wkuwamy, ilu jest posłów czy senatorów, ale nikt nas nie uczy np. tego, że pieniądze miasta to są nasze środki, o których możemy decydować - i np. zażądać remontu toalet w szkołach, które sanepid kazał przeprowadzić już 20 lat temu, a prezydent ciągle tłumaczył się, że miasto nie ma środków. Problemem są też same szkoły - posłuszeństwo wymagane od uczniów wobec nauczycieli czy dyrektorów, nawet gdy ci czasem wręcz łamią prawo (na przykład nie pozwalają pełnoletinm uczniom usprawiedliwiać się, co jest łamaniem prawa, albo dyrektorzy odpowiadający na wandalizm w łazienkach w szkole zakazem umieszczania mydła i papieru w toaletach - uczniowie napisali wtedy do sanepidu ze skargą, ponieważ dyrektor naruszył jedno z rozporządzeń dotyczące bezpieczeństwa i higieny w szkołach).
W całym kraju widoczne jest oderwanie władzy od rzeczywistości i jej carskie podejście do zarządzania - na przykład prezydent Rzeszowa próbował odwołać spektakl, w którym poruszany jest problem pedofilii. Zaczynały się środowiskowe apele o to, żeby zmienił swoją decyzję - tymczasem Konstytucja mówi, że prezydent działa na podstawie i w granicach prawa, a prawo nie daje mu żadnej możliwości wpływania na repertuar instytucji kultury. Niedawno marszałek śląski próbował odwołać dyrektorkę teatru w Chorzowie, bo nie spodobały mu się prywatne słowa reżysera tam pracującego na temat władzy. Podjął uchwałę o odwołaniu, totalnie ignorując wymogi i ramy prawne. W takich sytuacjach interweniuję, starając się “pomóc” rządzącym zachować się zgodnie z literą prawa - wymagając udostępnienia dokumentów, pisząc do Wojewodów o unieważnienie bezprawnych uchwał.
Mimo że PiS łamie prawo i zasady demokratyczne, to rządy PiSu mają jednak pozytywny “efekt uboczny” - zaczyna się publiczna debata o demokracji i jej wartościach i zasadach, o których wcześniej nie dyskutowaliśmy tak szeroko. Świadomość części społeczeństwa wzrosła diametralnie.
To właściwie PiS spowodował, że wyjechałam do obozu dla uchodźców w Grecji. Pranie mózgów, które serwowały nam rządowe i prawicowe media, politycy, spowodowało, ze nawet moi znajomi zaczęli powtarzać totalne bzdury, podawać sobie fake newsy i zmanipulowane memy. Bo skoro wszyscy wokół mi mówią, i bardzo chcą mnie przekonać, że uchodźcy chcą nas zabić, zgwałcić albo zmusić do przejścia na Islam - to ja w takim razie sprawdzę to sama. Dlatego postanowiłam tam pojechać. Pisałam stamtąd “Listy z wakacji do Jarka i Beaty”, które publikowała Wyborcza. Spotkałam się z takim hejtem ze strony moich rodaków, dzielnych honorowych Polaków, którzy nazywali mnie np. arabską dziwką i lewacka szmatą i życzyli mi gwałtu, że zdałam sobie sprawę, że na myśl powrotu do Polski, bezpieczniej czuję się tam, w obozie, wśród uchodźców. Ale oprócz hejtu, spotkałam się też z głosami podziękowania za możliwość bliższego przyjrzenia się tej sytuacji.
Po powrocie namawiano mnie, żebym zrobiła z tych historii spektakl. Ale po co? Kto na niego przyjdzie? Tylko przekonani. A problem jest tam, gdzie teatr nie dotrze. Wolę rozmawiać z młodymi ludźmi, którym robiona jest woda z mózgu, podaje im się gotowe matryce myślowe. Tłumaczę im o tym, na czym polega wojna domowa - opowiadam historię Omrana i pytam, czy byliby w stanie poradzić uchodźcy z Syrii, po której stronie ma walczyć w swoim kraju? Próbuję uczyć ich historii i dawać konkretne argumenty, pokazywać rzeczywistość z innych stron.
Brakuje nam edukacji globalnej, świadomości historycznej, a ta wersja historii, której się uczymy, utwierdza tylko nasze poczucie pokrzywdzenia albo wyjątkowości. Nie znamy naszej historii uchodźczej, tego, że i my uciekaliśmy podczas II wojny światowej na przykład - że przyjmowano nas w Syrii, Iranie, w krajach Afryki, w Nowej Zelandii.
PiS sprawiło, że państwo przestało “dziać się poza nami” - obywatele zaczynają zabierać głos, indywidulanie i zbiorowo. Z drugiej strony nie znoszę pogardy wobec 500+ i ludzi, którzy je pobierają. Tak jakby pobierali je tylko biedni… Ej, Polacy, spójrzcie sobie w oczy! Zostawiliśmy ogromną część społeczeństwa w tyle, odcinając ich od świata - dosłownie, komunikacyjnie, skazując na marną edukację i brak perspektyw i z wysokości oceniając, że sami sobie winni. PiS pokazał tym ludziom, że są ważni. Czy szczerze czy nie - ta narracja przywraca im godność. W kraju pozbawionym solidarności społecznej, i borykającym się z biedą, są to ważne posunięcia. Musi się zmienić podejście do niższych, robotniczych i ludowych klas - to te osoby wykonują prace, które są dla jakości naszego życia absolutnie konieczne, a jednak ocenia ich się gorzej od tych, którym udało się odnieść sukces po trupach. I płaci poniżej godności.
Jest takie zdanie w “Podróżach z Herodotem” Kapuścińskiego: “Nigdy nie upokarzaj ludzi, bo będą żyli chęcią zemsty za to upokorzenie” - i to, co działo się w Polsce przez ostatnich 30-lat, przekłada się na polityczne decyzje wielu naszych rodaków.