Gorzka refleksja

Drodzy, zastanawiając się często co z tą Polską i podziałami, pojawia się we mnie wiele gorzkiej refleksji. Niestety oryginalna pewnie nie będę bo są mądrzejsi ode mnie, którzy lepiej to opisali. Niemniej spróbuję. Bo choć bliżej mi z poglądami do lewicy niż prawicy, to przede wszystkim jest mi blisko po prostu do człowieka, do jego uczuć , motywacji i przeżyć.

I tak niezmiernie mnie wpienia (i tutaj nie znajdę lepszego słowa, albo nie chce bo mnie to zwyczajnie wpienia), wyższość jednych nad drugimi i pogarda. To jest chyba słowo klucz – pogarda, która bardzo dobrze ukazała się w elitach poprzedniego rządu (mówię oczywiście o PO). Pomijam, że to ich właśnie zgubiło (a jak widzę Schetynę i ten cyniczny uśmiech to przełączam na inny kanał). Ta pogarda, o której mówię nie dotyczy tylko elit politycznych – dotyczy wszystkich.

Stwarzanie atmosfery pt. "my wiemy lepiej, jesteśmy bardziej oświeceni i mądrzejsi, a wy jesteście plebsem ze wsi”, nie stwarza przestrzeni do rozmowy, a to niestety często wysuwa się również wśród niektórych wypowiedzi na tym forum.
Otóż, nie jest gorszy ten

  1. który chodzi do kościoła od ateisty,
  2. który z powodu biedy, w której żyje, bardziej ceni sobie 500+ niż Trybunał Konstytucyjny
  3. który nie odziedziczył: a. majątku, b. ambicji (i możliwości) zdobywania wykształcenia, c. umiejętności czerpania przyjemności z czytania, czy uczestniczenia w kulturze “wysokiej” itp.
  4. który nie ma narzędzi do weryfikowania propagandy TVP (sprawdźcie zasięg TVN24)
  5. który zasuwa na polu lub w chlewie i kurniku od rana do wieczora i pada na twarz wieczorem rezygnując z pogaduszek na fejsie z wielkomiejskim elektoratem.

Mój dziadek był prostym „chłopem pracującym całe życie w gospodarstwie, ojciec wyszedł przed szereg i założył firmę. Po jego śmierci brat został z mamą na wsi , a ja wyjechałam. Dziś mieszkam w Warszawie, mam dobrą pracę i cenię sobie rozwój, którego doświadczam po trochu z powodu pracowitości, samozaparcia, szczęścia i ludziom , których miałam szczęście spotkać na swojej drodze. Jednak mój brat został na gospodarstwie i tam razem ze swoją żona ciężko pracują. Nie głosujemy na te same partie, ja słucham Bacha a on Martyniuka, ale w niczym nie jest ode mnie gorszy, po prostu ma inne życie i inne priorytety. Trzeba je zrozumieć i stworzyć dla niego i jego podobnych ofertę programową, a nie wypisywać głupoty na fejsie w poczuciu wyższości swoich dyplomów, zainteresowań, doświadczeń z wycieczek po świecie oraz znajomości modnych pisarzy.

Na brak szacunku zasługują złodzieje, przestępcy, mordercy, niemoralni krzywdziciele słabszych, (chociaż i to nie zawsze bo różne są koleje losu), ale nie ludzie o innych poglądach politycznych! Ich doświadczenie życiowe każe im dokonywać takich wyborów i już. Nie ma się co zżymać, tylko a. próbować do nich dotrzeć z przekazem do nich trafiającym, b. walczyć o wyrównanie szans startu ludzi z małych i dużych miejscowości, bogatych i biednych rodzin, ambitnych i nieambitnych środowisk (ale to inwestycja w przyszłe pokolenia).

Dlatego jak czytam o “elemencie spod budki z piwem”, który przepija pińcet, to robi mi się niedobrze. Bez szacunku i próby zrozumienia drugiego człowieka daleko nie zajdziemy. Bo to co dzieje się dziś na polskiej scenie politycznej to lata lekceważenia osób z odmiennymi poglądami (tymi związanymi z kościołem wiarą itd. ) Tak, tak drodzy kochani „tolerancyjni”. Jesteśmy wstanie tolerować pięć płci albo i więcej, a nie jesteśmy w stanie tolerować chodzenia co niedziele do kościoła (bo to przecież zabobon i ciemnota). Choć tak jak mówię bliżej mi do lewicy, to ta wszechogarniająca „tolerancja” mam wrażenie działa tylko w jedną stronę.

Hey @Slonce - myślę, że to zdrowe pokazywać, jakie są niedomagania i problemy na lewicy, i jaka jest droga na przyszłość. Zgadzam się, że lewica jest niebywale dogmatyczna - i zdarza jej się nietolerancja i ocenianie innych w sposoby, które nie do końca mieszczą się w wartościach, za jakimi stoją (a właściwie stoimy).

Zastanawia mnie od jakiegoś czasu droga naprzód, w której będziemy potrafili rozumieć siebie nawzajem i współpracować pomimo pewnych różnic ideologicznych. @Pepe, @Lewysierpowy czy @michal_wolny wymieniali kiedyś opinie na temat tego, do jakiego stopnia można angażować się w dyskusję z osobami, ktore myślą inaczej, a kiedy jest to niemożliwe (pytanie, czy ma sens wchodzenie w dialog z faszystą? Z kimś, kto odmawia innym prawa do życia?)

Na pewno jest konieczna praca po obu stronach barykady - znalazłam bardzo ciekawy artykuł o tym, że debata nt. aborcji jest po prostu zbyt złożona, zeby ją łatwo rozwiązać jednym czy drugim argumentem. Moja pozycja jest taka, że lewicowa tolerancja i otwartość, jesli dobrze użyta, tworzy przestrzeń dla wszystkich: możesz nie chcieć dziecka, nikt nie zmusza Cię do aborcji, ale pozwol innym to zrobić. To samo z kościołem. Ale debata musi przestać brzmieć jak krucjata i walka z innymi wartościami. Mam wrażenie, na szczęście, że powoli ruchy społeczne uczą się konieczności budowania zniuansowanej narracji i strategii. Bo to chyba jedyna nadzieja.

Niestety taka chyba jest już niedoskonała ludzka natura, że poczucie własnej wartości budujemy również na pogardzie wobec innych. Na to, że istnieje taki mechanizm w naszej psychice niewiele poradzimy (poza oczywiście dobrym wychowaniem i pracą nad samym sobą). Gorzej, że mechanizm ten wykorzystywany jest w walce politycznej. Bardzo dobrze widać to było w czasie po katastrofie smoleńskiej, w czasie wyborów w 2011 r., kiedy hasła typu “zabierz babci dowód”, “młodzi, wykształceni, z większych ośrodków”(w domyśle, ci lepsi) były bardzo popularne. Mam wrażenie, że wtedy wykreowano w Polsce, w sposób sztuczny, a przynajmniej wzmożono pewien podział społeczny na nazwijmy ich umownie “tradycjonalistów” “lokalsów” i “europejczyków”.