Wychowałem się w kilkutysięcznym miasteczku na wschodnim Mazowszu. W zasadzie to duża wieś obecnie z prawami miejskimi. Sporo ludzi zajmuje się tu rolnictwem, choć wcześniej było ono bardziej obecne. Część ludzi pracuje w administracji, ale większość to robotnicy, majstry. Z wyjątkiem garstki nauczycieli, to raczej mało tutaj inteligencji. Przed wojną 80% mieszkańców stanowili Żydzi- wszystkich wywieziono ich do Treblinki. Generalnie skromnie się tutaj żyje. Sporym problemem jest obecnie nadużywanie alkoholu. W sumie zawsze tak było. Powszechne są tzw. “stojaki” czyli panowie, którzy popijają w zasadzie cały czas, robią rozruby. Znam ten obrazek też z dzieciństwa, to zawsze było u nas obecne. Ja zawsze miałem swój świat i trzymałem się z boku i nie uczestniczyłem w tym “zawadiackim” świecie.
Zawsze dużo się udzielałem, w szczególności w naszej drużynie piłkarskiej. Z chłopakami stąd grałem w piłkę, chodziliśmy na ryby, ale trzymałem się z dala od alkoholu. Raczej ominął mnie ten okres głupiego dorastania. Miałem swój plan, miałem co robić i nie nudziło mi się za bardzo. Jeździłem na niemiecki do Siedlec, na treningi piłki nożnej, po nocach uczyłem się Linuxa. Poważnie raczej podchodziłem do życia. Dlaczego wyjechałem? Od dziecka nasza rodzina miała jakieś związki z Niemcami. Mój brat starszy brat wcześnie wyjechał do Niemiec. Wyjazdy te dały mi dostęp do innego trochę bardziej otwartego świata. To pomogło mi wzmocnić moją opozycję do prostego myślenia, którego doświadczałem w mojej społeczności, rozumianego jako: robić to co inni i tak jakinni bez przestrzeni na bycie sobą. Przynajmniej tak to wcześniej postrzegałem.
Równocześnie dość krytycznie odnosiłem się do relacji między ludźmi. Tak, trochę byłomi tutaj za ciasno. To konserwatywne podejście mi uwierało. Klasyczny plan na życie, płynięcie z głównym nurtem nie były dla mnie. Starałem się otaczać ludźmi, którzy widzieli to podobnie. Miałem swoich ludzi. Ale większość z nich wyjechała. Wszyscy moi bliscy, z którymi czułem więź "światopoglądową", wyjechali. Nie wyjechałem do Niemiec wyłącznie po to, żeby zarobić, co często nie mieści się w głowach mieszkańców mojego miasteczka. Kultura, język, właśnie możliwość poznania innego myślenia, podróżowanie, po prostu inne życie, to było to co mnie pociągało. Jak już to zrobiłem, to wiele osób mnie za to podziwiało, ale zanim do tego doszło, to starali się mnie na różne, najczęściej nieuświadomione sposoby zniechęcić. Może jakiś strach się z tym wiązał. Leżące nieopodal Siedlce są dość konserwatywnym ośrodkiem, przy tym dość małomiasteczkowym, czasami aż tandetnym. Myślę tu o braku otwartości, ciasnotę mentalną widoczne zachłyśnięcie się błyszczącą Warszawą. Tutaj mało jest inicjatyw kulturalnych, a raczej kolejne galerie handlowe. Odzywają się kompleksy wobec większych polskich miast. Wiele osób pracuje w Warszawie i konfrontuje się z nią na co dzień, ale Siedlce to przede wszystkim miasto, do którego przyjeżdżają ludzie z okolicznych wsi, co tworzy dość specyficzny klimat i styl. Oczywiście to jest tylko mój punkt widzenia, ale staram się nazwać wszystko to co spowodowało, że stąd wyjechałem. Nie widziałem tu dla siebie miejsca. Ten główny nurt mocno wpływał na mój mikroświat, na moje relacje. Nie potrafiłem tego za bardzo pogodzić.
Moi rodzice głosowali za PO, ale w moich stronach partie konserwatywne mają znaczną większość. Mnie najbliżej politycznie do Koriwna. Rozmawiając z ludźmi wyczuwam często nastroje pełne lęku przed “konfidentami”, “wrogami”, “uchodźcami”. Kiedyś o mały włos nie pobiłem się z jednym gościem, bo nie spodobało mi się jak krzyczał “Jebać Niemców”. To później stało się to przedmiotem zainteresowania innych, że niby broniłem Niemców.
Dlaczego ludzie tutaj głosują na prawice? Myślę, żę to bierze się w jakimś stopniu z faktu, że nie poznają “świata”, siedzą na miejscu, który jest ich całym światem. W dużej mierze też formatuje ich telewizja i to co w niej usłyszą. A jako, że nie doświadczają czegoś nowego, to się wszelkich nowości boją. To co jest stałe i od dawien dawna daje poczucie bezpieczeństwa. Podążanie za rodziną jest bardzo tutaj silne. Poza tym ludzie mają dużo czasu wolnego, tutaj płynie on inaczej. I za bardzo nie wiedzą co z tym czasem robić. Myślę, że strach gra tutaj jakąś ważną rolę w tym obrazie. Strach przed innym, przed zmianą i strach przed tym, że utracę to co mam. Frustracje, niezadowolenie z życia. Te zamieszki w Białymstoku to było coś mocnego. Jeszcze jak faceci krzyczeli hasła: “Zakaz pedałowania”, albo "; “obrońcy Kościoła i kultury”; to było dla mnie coś co znam, ale widziałem tam też dużo kobiet, które w tym brały udział i dziwnie mi się tego słuchało. Tyle w tym nienawiści. Moja dziewczyna zareagowało na to bardzo emocjonalnie, mówiąc, że to jest jakaś patologia, debile etc.
Czasem słucham sobie Korwina i chyba najbliżej mi do niego. Uważam, że to bardzo inteligentny człowiek. On bardzo racjonalnie, logicznie myśli. Odwołuje się do czegoś co jest dla mnie ważne, czyli do jak najmniejszej ingerencji państwa w życie obywateli. Żeby społeczności same się angażowały do działania i brały odpowiedzialność. Żeby nie czekały na państwo, który na wszystkim kładzie łapę i chce mieć swój profit. Kiedyś chłop musiał oddać jakąś dziesięcinę panu i miał spokój, a dziś trzeba oddawać dziesięcinę na każdym kroku. I najgorsze w tym wszystkim jest to, że u nas państwo nie działa. Jest niewydolne. No bo co dostajesz w zamian za te daniny? Mam porównanie do tego jak działa to w Niemczech i w związku z tym nie mam problemu z tym, żeby tam płacić podatki. Moje wynagrodzenie mi w zupełności wystarcza, choć wcale nie haruję jak wół, a druga sprawa, że urzędy DZIAŁAJĄ. Państwo w Polsce jawi mi się jako nieprzyjazny byt. Nie mam do niego zaufania.
Jarek, 37, lingwista, informatyk, podróżnik
Niemcy- Wschodnie Mazowsze-cały świat