Ostatnio zastanawiam się nad znalezieniem swojego miejsca w tym kraju. Z żoną zawsze marzyliśmy o domu z podwórkiem, gdzie będziemy mogli hodować zwierzęta (psy, kury) oraz pielęgnować swój ogródek. Oboje pracujemy w Warszawie, więc mieszkanie w domu wiąże się z mniej więcej czterema godzinami w samochodzie (nie mówiąc już o wożeniu dziecka do szkoły i na dodatkowe zajęcia). Najłatwiejszą opcją byłoby kupno mieszkania, z którego dojeżdżalibyśmy metrem do pracy. Teraz pojawia się dylemat:
Czy zrezygnować z dobrze płatnych prac i wynieść się do mniejszej miejscowości, skąd mielibyśmy blisko do pracy?
Czy zrezygnować z marzeń o mieszkaniu w naszej ‘idylli’?
Myślimy też o znalezieniu zdalnych prac, które umożliwiłyby nam mieszkanie w mniejszej miejscowości i nadal żyć godnie.
Kolejna kwestia to cena mieszkania i domu. Obecnie ceny idą w górę w zastraszającym tempie. W przeciągu kilku lat wybudowanie domu podrożało o jakieś 30%! Kupno mieszkania na wiele lat w centrum Warszawy we względnie atrakcyjnym osiedlu to koszt rzędu minimum 600 000. Natomiast budowa domu wraz z działką pod Warszawą znacznie przekracza milion złotych. Skąd młodzi ludzie kilka lat po studiach mają mieć takie sumy? Z drugiej strony pakować się w kredyt na całe życie?
Mów się nam, że żyjemy w czasach dobrobytu, że nigdy nie było tak łatwo jak teraz. Jak to się ma do mojego dylematu?
Pozdrawiam, Tomek
Brakuje tu jeszcze ważnego wątku klimatycznego - jakiego rodzaju mieszkania wybieracie, i jak ten wybór przełoży się na wasz “footprint”. Z jednej strony mieszkanie poza miastem brzmi miło, z drugiej wydaje mi się, że w miastach z tak słabą (wciąż) komunikacją miejską, jak Warszawa, idylla ogródka za miastem znika pod spalinami bardzo szybko. Co z kur, kiedy obok jest droga szybkiego ruchu?
Co do dylematu prosperity i nieposiadania, moim zdaniem wpadliśmy w tą samą spiralę nierówności, w którą Stany zjednoczone wpadły dekady temu - stagnacja zarobków, rosnące koszty życia, bogactwo gospodarstwa domowego spada od lat 80-tych bodajże. Nie jest lepiej klasie średniej, poziom ubóstwa na ziemi też się zmniejsza, ale bogactwo nie jest dla niej dostępne. Stąd nie możemy kupić mieszkania, ceny są kosmiczne, a wielu z nas decyduje się na kredytowe niewolnictwo.
Marzenia, a potrzeby i możliwości to dwie różne kwestie. Niełatwo zrezygnować z tych pierwszych, choć rozsądek podpowiada, że aktualne i przyszłe potrzeby nie będą wymagać aż takiego rozmachu
Dylemat dom vs mieszkanie znam z własnego podwórka i podwórka znajomych. Dojazdy do pracy potrafią uprzykrzyć życie. Według mnie lokalizacja jest najważniejsza - dla niej warto odłożyć więcej, a może nawet przepłacić. I jako dobrą nie mam na myśli atrakcyjną cenowo, ale optymalną dla dwóch możliwych wersji życia - konieczności dojazdów do dużego miasta lub mieszkania i pracowania w mniejszym. Możesz mieć piękny dom na wsi i 2 h dojeżdżać do pracy, a możesz zapłacić drożej za miejsce spokojne, ale jednak blisko miasta, kolejki. Sprawdzaj konkrety - ile km do szkół, sklepów, jaki czas dojazdu autobusem itp. Szukaj najlepszych opcji tak długo aż poczujesz, że to jest to. Osobiście wolę nawet segment z małym ogródkiem niż duże mieszkanie w centrum blokowiska. W cenie mieszkania w Wawie masz domek pod Warszawą, ale nie tuż tuż przy stolicy, bo tam faktycznie nie zejdziesz poniżej 800 tys. - miliona, ale kilka stacji dalej wzdłuż trasy skm - już tak. Powodzenia