Zaradna
Po 29 latach pracy w zawodzi fizjoterapeutki „zaproponowano” mi w moim szpitalu pracę na pół etatu, co dla mnie oznaczała warunki finansowe na które nie mogłam się zgodzić. Razem z kilkoma innymi koleżankami z pracy z dużym stażem nie zgodziliśmy się na to. W skutek czego, tego samego dnia, a konkretnie dwadzieścia minut później, na korytarzu, w poczekalni szpitala, w obecności pacjentów panie kadrowe wręczyły mi wypowiedzenie. Dwa tygodnie przed tak zwaną ochronką przedemerytalną. Wpadłam w histerię. I wtedy się zaczął horror. Wraz z kilkoma innymi osobami dostałam wypowiedzenie, nie wiedziałam co się dzieje. Te osoby, które się nie zgodziły na „propozycje” dostały wypowiedzenie. I to wszystko działo się w szpitalu Psychiatrycznym, gdzie się leczy ludzi z depresji i nerwic. W piątek dostałam wypowiedzenie, a w sobotę miałam dyżur. Byłam w takim stanie, że szybko tego dnia wykonałam swoje zabiegi, swoją pracę i wyszłam wcześniej ze szpitala w całym tym okropnym stresie. Pech chciał, że spotkałam ordynatora. Zostałam wezwana na dywanik i i zagrożono, ze zostanę zwolniona dyscyplinarnie. Dodatkowy stres. Wtedy było mi już wszystko jedno, bo czułam się bardzo skrzywdzona tym jak mnie potraktowano. Pisałam pisma, całe elaboraty!, poszłam do psychologa. Powiedziałam, że miałam taki stres w związku z zaistniałą sytuacją. To zostało uznane, ale ja czuję, że to było kolejne upokorzenie. Bardzo bolało mnie, że dostałam wypowiedzenie przy pacjentach. To było poniżające dla mnie. Szefa nawet nie było stać na to, żeby zrobić to osobiście. W głowie mi się nie mieści jak można tak człowieka potraktować. Dyrektor szpitala psychiatrycznego, w którym leczy się ludzi z chorób psychicznych. Żeby było śmieszniej, to dyrektor jest mężem mojej koleżanki, która twierdziła, że o niczym nie wiedziała. Nasza szefowa! Młode osoby, które przyszły musiałby przyjąć pół etatu i one zostały, a starych wypieprzyli…
Pół roku później zadzwoniła do mnie siostra z Niemiec z życzeniami urodzinowymi i powiedziała, że może będzie miała dla mnie pracę w Niemczech. No i pojechałam. Z baaardzo podstawową znajomością niemieckiego, ale bardzo dużym doświadczeniem dostałam pracę w swoim zawodzie. Samochód służbowy, trzy razy większą pensję niż w Polsce i jestem w Berlinie już trzeci rok. Wynajmuję mieszkanie. Idealny układ. Z mężem widzimy się w weekendy. Ale bez wsparcia siostry nie dałabym rady. Wspólnota robi swoej. Pomogła mi ze wszystkim. Zostałyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Największym problemem dla mnie jest jednak samotność, która mi doskwiera w długie wieczory… Mam kilka znajomych, ale brakuje mi mojej rodziny. Trzy lata brakują mi do otrzymania podstawowych świadczeń w Niemczech. Trzy lata i wracam… Tylko jaki to będzie powrót. Trochę boję się tego co tu się wyrabia teraz w Polsce. Ale nie takie rzeczy już przeżyliśmy i damy radę.
Zaradna 63, fizjoterapeutka na emigracji