Zapomniane miasto, zapomniany zawód

Mój ojciec był mistrzem piekarskim. Pomieszkiwaliśmy tam, gdzie miał pracę, a od 1975 roku – od 4 roku życia - mieszkam cały czas w tym samym miasteczku. Skończyłem tu szkołę podstawową. Potem chodziłem dwa lata do technikum rybackiego, ale inne rzeczy mnie interesowały i nie udało się… Wagary, te sprawy, wyjazdy. Po prostu szkoła mnie nie interesowała. Pracuję od 1989 roku. Pierwsza praca była w piekarni GS (przyp.: gminna spółdzielnia) 20 km od domu. Sam uczyłem się piec. Pracowałem z tatą, ale po wojsku wróciłem tutaj. Byłem w wojsku 535 dni dokładnie. To była obowiązkowa służba. Nie dało rady się wymigać, ale nie narzekam. Byłem w plutonie wartowniczym. Jeździło się do lasu na warty. Cisza, spokój, tak jak tutaj teraz. I tak zleciało 1,5 roku. Mam 20 lat legalnej pracy na 48 lat mojego życia. Trochę tam było i na czarno. Dwa razy byłem na truskawkach w Niemczech. Byłem trochę pod Warszawą na betonach, ale to jest taki krótki epizod.

Zostaliśmy z mamą tylko we dwoje, a kobieta jest już wiekowa. Jak ktoś jest w domu, to zawsze inaczej. Dlatego stąd nie wyjechałem. Miałem 42 lata jak tata zmarł. Mama ma najniższą emeryturkę, tj.: niewiele ponad 800 zł na rękę. I tyle co ja dołożę – najniższą – 1 500 zł. Zawsze zarabiałem tak samo. W GS pracowałem na trzy zmiany po osiem godzin. Tutaj – 18 godzin zaliczyłem ostatnio. Różnie pracuję. U mnie nie ma tak, że 10 godzin zawsze. To zależy od zamówienia. Teraz są wakacje. Nie biorą szkoły. Nie biorą drożdżówek, nie biorą bułek. To już odchodzi. Pracuję sześć dni w tygodniu, jak nie ma żadnych świąt. Nie mam codziennie 18 godzin, ale na Boże Ciało była kumulacja i 18 godzin zaliczyłem. Średnio pracuję 10 godzin maksymalnie. Najczęściej pracuję od południa do 22:00. Dostaję dodatkowe wynagrodzenie za nadgodziny i święta. Różnie, ale zawsze jakaś promocja jest. Nie da się tego przeliczyć na godzinę. GS był państwowy, a teraz pracuję u prywaciarza. Nie wiem czy jest gorzej czy lepiej… Wcześniej pracowałem 8 godzin, do domciu i nic cię nie obchodziło. Następna zmiana. A teraz nie ma ludzi do pracy. Kolega mówił, że w województwie jest 3 000 piekarni i w każdej można znaleźć pracę. Nie ma chętnych do tego. Czasami wykorzystuję urlop w roku, ale nie zawsze, i nie cały, bo nie ma ludzi po prostu. Ekwiwalent finansowy dostaję za niewykorzystany urlop. Był ostatnio człowiek, który potrafi pracować na piekarni, to sobie odpocząłem. Jestem jednocześnie zarejestrowany w urzędzie jako bezrobotny. Nie narzekam na wynagrodzenie. Nie za wiele się da z tego odłożyć. W życiu byłem osiem dni na zwolnieniu. Chodziłem czasem przeziębiony do pracy. Ciężkich chorób nie przechodziłem.

Mieszkam z mamą, ale mam syna. Nigdy nie płaciłem alimentów. Nie dokładam się do utrzymania, bo syn jest pełnoletni, 20-latek. Pracuje. Wcześniej się dokładałem bez żadnego sądu. Nie wiem czy K. korzystała z pomocy społecznej, bo rozstaliśmy się wiele lat temu. Kontakt utrzymywaliśmy, ale na takie tematy nie rozmawialiśmy.

Nie byłoby mi łatwo zmienić pracę. Całe życie jestem piekarzem. W moim wieku się przebranżowić ciężko by było. Nigdy o tym nie myślałem ani nie dostawałem takich ofert. Teraz też ich nie dostaję w urzędzie.

Nie chodzę do lekarza. Mamuśka korzysta z opieki zdrowotnej publicznej, a ostatnio skorzystała z prywatnej – zrobiła sobie okulary. Nie na NFZ, bo termin wizyty mógł być najbliżej w grudniu.

Jestem wierzący. Nie chodzę do kościoła. Wierzę w coś, pomodlić to się mogę i w domu, jak chcę. Po co mi potrzebny jakiś odłam…? Nie jestem antyklerykalny, chociaż przesadzają troszeczkę księża. Znam paru fajnych księży. Szczególnie ci biskupowie, nie wiem jak to określić… Tacy naburmuszeni, nic nie można im powiedzieć. Znam takiego księdza co porozmawia, przybije piątkę, zażartuje. A ci wychuchani stoją w tych togach, i tego nie lubię. W coś trzeba wierzyć. Może coś tam jest, a jak nie ma, to nie ma. To będzie ciemność. I tyle. Złym człowiekiem nie jestem, ale może coś jest, może ktoś stworzył co widzimy. Nie ma tak, że jak trwoga, to do boga. Codziennie się modlę. W życiu ważni są dla mnie przyjaciele, rodzina. Dobrzy ludzie w ogóle. To jest dla mnie ważne. Cieszę się jak spotykam dobrych ludzi, przyjaznych itd. Chciałbym, żeby wszystkim było dobrze, żeby cieszyli się tym światem, tą przyrodą, którą kocham. To jest dla mnie ważne. Nie pieniądze Żeby po prostu być dla siebie człowiekiem. To jest dla mnie ważne… Teraz nie jest dobrze. Jest kupa plugastwa i takich innych rzeczy aż jad tryska czasami od ludzi. To mi się nie podoba. Czasami ten jad odczuwam. Ludzie plują na siebie, nie wiadomo o co. Tacy jesteśmy. Człowiek ma to tak w naturze. Zwierzę to rozumie. Atakuje, bo jest głoodne, a człowiek atakuje drugiego, bo chce. To wszystko jest w naszych głowach. To możemy zmienić tylko. Każdy powinien zacząć od siebie.

Nie byłem nigdy w życiu na żadnych wyborach, bo jak sobie własnymi rękami nie wygarnę parę groszy, to żadna opcja polityczna mi nie da - jaka by nie była. Nie czuję, że coś się zmienia, jak zmienia się partia. Jak było, tak jest i nic się nie zmieni. Jeszcze jak pożyję parę lat, to ktoś za 500 plus będzie musiał zapłacić. Czyli ja między innymi. Dać to nie sztuka. Pieniądz musi mieć pokrycie. Skądś trzeba go wziąć. Ktoś go musi wypracować. A teraz nie ma ludzi do pracy. Dużo wyjechało za granicę i oni też troszeczkę napędzają tę koniunkturę. Przyjadą na święta… Tak ten kraj funkcjonuje. Kiedyś w końcu padnie. Będziemy jak Argentyna kiedyś, jak Stany Zjednoczone w 30. latach. No dobra, matka dostała trzynastkę do emerytury za tyle przepracowanych lat. To tona węgla. Politycy nic nie zmienią, bo myślą tylko o sobie, a nie o kimś. Nie ma dobrych wujków. Aby ich wybrać… Co zrobić żeby było dobrze? Po prostu być ludźmi dla siebie. Ja mu zawsze pomogę, a on mi. Jestem anarchistą. To wszystko przesadzone – bezwład, chaos – jak w słowniku pisze. Chcę dobrze dla ludzi. Żeby każdemu człowiekowi na tym świecie było jak najlepiej. To jest dla mnie anarchizm. Ja nie mam żadnego problemu. Nawet jak leczyłem syna po wypadku, to w szpitalu pielęgniarka poduszeczkę mi przyniosła, kocyk, „tu może pan spać”, bo siedziałem na korytarzu w fotelu. Sama to zrobiła, z dobrej duszy.

1 Like

cześć, Piekarzu! Jesteś już kolejną osobą na naszej platformie, której szczerość i niskie wymagania naprawdę mnie poruszają (właśnie skończyłam lekturę tekstu innej bohaterki, @Aga39, która też nie narzeka, chociaż do prawdziwej wygody jest jej daleko). Nie narzekasz na nadmiar pracy i niewystarczające wynagrodzenie. Chociaż obserwując to z daleka (wyjechałam dawno temu, dość dobrze zarabiam, jeżdżę na wakacje) - myślę, że minimalna płaca powinna być znacząco podniesiona. W Polsce nie jest tanio, nawet zakupy są droższe, niż na przykład w Berlinie (masło - u nas 1.3 eur!, czyli 1/10 godzinnej stawki, wiadomo, jak jest w Polsce, a przecież mleczarni - przynajmniej tak to pamiętam - było u nas mnóstwo i wspaniałych produktów, niedrogich, masa).

Ale ciekawi mnie ta anarchia jako bycie dobrą osobą - i to, że wymaga ona wiary w drugą osobę, w dobre chęci, motywacje. Anarchizm, podobnie jak inne radykalne zmiany, wydaje się odległy lata świetlne, niemożliwy wręcz - chociaż coś musi zastąpić kapitalizm w jego dzisiejszej formie. Jak myślisz, jaka jest droga do takiego anarchizmu dobrego serca?

Pozdrawiam!