Chciałem poruszyć temat zmiany klimat, który bardzo mnie trapi. Mówi się w Polsce, że powinniśmy przestawiać nasz tryb życia tak, że maksymalnie, czasem nawet radykalnie obniżyć emisję CO2.
OK, ale co z tego, że ja ograniczę emisję CO2 w moim codzienny życiu, skoro Rząd nadal chce inwestować w węgiel (często słabej jakości ze wschodu) i opierać na nim naszą politykę energetyczną. Co z tego, że kupię samochód elektryczny, skoro tak na prawdę będzie napędzany węglem.
Wątek globalnej walki o utrzymanie klimatu dla mnie tutaj się nie pokrywa z rzeczywistością.
Idąc dalej, co z tego , że UE wydaje kolejne przepisy zmuszające państwa UE oraz przedsiębiorstwa w niej się znajdujące do zmniejszenia emisji CO2, skoro UE na dzień dzisiejszy emituje tylko 10% z globalnej emisji CO2 (dla porównania USA: 15%, Chiny: 27%). Takie dyrektywy powodują tylko, że firmy uciekają na inne kontynenty, my przestajemy zarabiać, a emisja CO2 i tak zostaje na tym samym poziomie jak nie rośnie.
Kolejnym ciekawym elementem jest biomasa. Japonia, USA a nawet UE szczycą się, że są eko, bo używają biomasy w dużej mierze. Prawda jest jednak taka, że ściągają ją głównie z Brazylii, która, żeby zaspokoić rosnący popyt, wycina Puszczę Amazońską, robiąc tym samym miejsce pod uprawy. Następnie wyprodukowana biomasa ściągana jest do krajów statkami spalającymi mazut. Gdzie tu ekologia?
Jedyny argument z bieżącej polityki klimatycznej jaki do mnie dociera jest taki, że sami możemy wpłynąć na nasz lokalny klimat. Mam na myśli smog z którym każde miasto się mierzy. I tutaj nawet kupno wspomnianego samochodu elektrycznego ma sens, bo nie zatruwamy własnego podwórka bezpośrednio i mimo, że nie wpływa to znacznie na globalną emisję CO2, to chociaż możemy powdychać czystsze powietrze odrobinę dłużej