Biennale Warszawa - edukacja specjalna w Polsce

Jednym z najmocniejszych momentów mojej wizyty na Biennale w Warszawie był spacer po wystawie “Przestrzeń bez Końca”, która znajdowała się w szkole specjalnej na Pradze. Kuratorka tej wystawy wdrożyła nas w tajniki szkolnictwa specjalnego w kraju. To była dopiero lekcja.

przestrzen-bez-granic-biennale-fot-stolarska-9-1400x1050

Zaczęło się przygodą - czekaliśmy na spóźnionego portiera. Dostaliśmy więc dawkę wstępnych informacji o tym, czym i jak się ta szkoła zajmuje, którą przerwało pojawienie się dziesięcioletniej dziewczynki z czapeczką z daszkiem, w różowym T-shircie. Kuratorka: O cześć, Maja! To jest Maja, lokalna aktywistka. Kiedy zauważyła, że zaczynamy działać w szkole, przyszła i zorganizowała własne warsztaty. Tu widać - wisi jej plakat.

Hoho! Kuratorka pracująca z dziećmi w szkole specjalnej przedstawia nas 10-letniej praskiej aktywistce. Jest dobrze.

Dowiedziałam się poza tym, że dzieci “specjalne” mają obowiązek się szkolić do 24-roku życia (normalnie jest to 18). W szkole jest sporo dzieci romskich, które nie umieją mówić po polsku i są z tego powodu… diagnozowane jak opóźnione… Trafiają też tu wszelkie inne dzieci - np. uczniowie z aspargerem, których przeniesiono z liceum! Do tego zaangażowany został dom dziecka w Szamocinach, gdzie dzieci dostają się z przemocowych rodzin o wiele za późno - i już nic właściwie nie jest w stanie naprawić wyrządzonych krzywd psychologicznych. Wreszcie ośrodek na Białołęce, w którym są matki z dziećmi uciekające przed wojnami - w Iraku, Czeczeni, Syrii, Ukrainie, Angoli.

przestrzen-bez-granic-biennale-fot-stolarska-13-1400x1050

W ramach Biennale rozpoczął się proces społeczny oparty na reprezentacji grup, których prawa nie są respektowane. Proces, który, zgodnie z założeniami, musiał trwać minimum 6 miesięcy - uczestnicy wystawy i towarzyszących jej aktywności poznawali siebie nawzajem, zaczynali rozumieć systemowe przeszkody i dziwadła, i budowali swój własny system zasad i działania, w ramach którego kolaboracja była możliwa. Jednym z kluczowych elementów tego projektu było znalezienie sposobu na włączenie w te prace dzieci uchodźcze, które bały się ujawnienia swoich twarzy, jako że są często poszukiwane w krajach, z których uciekają. Mamy więc na przykład wspaniałe wideo dokumentujące wypad na plażę (kontakt z wodą, ucieczka przed miastem, odetchnięcie od szarej rzeczywistości - to wszystko miało wiele ciekawych znaczeń), na którym widać tylko plecy dzieci.

Dzieci ustalały więc zasady na równi z dorosłymi.: pajdokracja w praktyce. Efekt? Pełna szacunku i ciepła atmosfera, w której kreatywność i granice danych osób były respektowane. Wystawa, której tematami była miłość i ekologia.

przestrzen-bez-granic-biennale-fot-stolarska-30-1400x1050

Jednym z najbardziej fascynujących projektów był spektakl, który opowiadał historię prezydenta z zainfekowanym glutem mózgiem. Ten glut sprawiał, że prezydent podejmował same złe dyskusje - a na koniec jego głowa eksplodowała i wybuchła tęczą. Spektakl był na każdym kroku przygotowany przez dzieci, w tym dzieci uchodźcze, które nie chciały pokazywać swoich twarzy i ujawniać nazwisk. Premiera odbyła się za zamkniętymi drzwiami, z publicznością, która została zatwierdzona przez artystów. Dzieci z domu dziecka z kolei nie zgodziły się ujawnić swoich nazwisk dlatego, że gdyby ich koledzy z klasy dowiedzieli się o tym, że są sierotami, nie daliby im spokoju. Rodzice często nie pozwalają im się wtedy ze sobą bawić. Co ciekawe, spektakl okazał się tak ogromnym sukcesem, że zachęceni artyści zgodzili się na kolejne, otwarte, pokazy - uznając, że przecież nie mogą się ukrywać całe życie.

Inna klasa została wypełniona nitkami, które tworzą sieć - i zapraszają do znalezienia przez nią swojej drogi. Projekt ten, prowadzony przez Kaję Kołodziejczyk, zachęcał dzieci z różnych kultur do współpracy poprzez język ciała - pokonujący inne bariery. Dla wielu z tych dzieci było to przypomnieniem, że ciało pozwala nam uciec z każdej sytuacji. Na nitkach zawieszone były nazwy miejsc, do których dzieci chciałyby wrócić - stąd niektórzy dowiedzieli się, że wiele z nich było już w kilku obozach.

Wreszcie takie smaczki, jak taktylne meble i przestrzenie wykreowane przez autystyczne dzieci - pracujące wbrew wytycznym ministerstw, że szkoły dla takich dzieci mają być białe: światła, ściany, meble. Tymczasem faktury i kolory pobudzają i interesują je dużo bardziej. Podobnie było z kreowaniem zakamarków i mebli-skrytek: brak miejsc, w których można się schować, jest w szkołach ewidetnym problemem. Brak skrytek sprawia, że dzieci gorzej się rozwijają. Kto by pomyślał?

To była bardzo ciekawa wyprawa - i jakże różna od tej w Pałacu Kultury dzień wcześniej. Jeśli liczyłam na lekcję, jak pracować z różnymi grupami i jak tworzyć przestrzenie i formaty, które tą pracę umożliwiają, to dostałam świetną szansę, żeby możliwe scenariusze porównać. Jestem przekonana, że ten z Pragi odnosi się wielkim, pozytywnym echem po dzielnicy.