Cześć! Nazywam się Kaja (Kayaszu), jestem weganką, ateistką, mężatką i od wielu lat aktywistką i działaczką społeczną. Przez wiele lat zajmowałam się prawami zwierząt i weganizmem, obecnie głównie zajmuje się prawami kobiet, feminizmem i ciałopozytywnością.
Kiedy myślę o tym jak żyje mi się w Polsce, myślę głównie o tym jak żyje mi się tu z perspektywy życia w ciele kobiety. Ciele, które na różne sposoby jest ograniczane, poddawane nierównym restrykcyjom, podwójnym standardom, które sprawiają, że mam mniej praw niż mężczyźni, a społeczeństwo uważa, że do tego powinnam mieć jeszcze więcej obowiązków.
Myślę wtedy też o molestowaniu seksualnym, które uszło moim kolegom na sucho albo które zostało zadane mi w miejscach publicznych przez obce osoby i kiedy nikt nie wstawił się są mną, nikt nie staną w mojej obronie. Myślę o braku wsparcia, ale też o tym, że jako ofiara molestowania jestem postrzegana przez pryzmat ofiary, która musiała na to zasłużyć, społeczeństwo nie zostawia suchej nitki na ofiarach i to mnie przeraża. Mówienie w tym kontekście o moich doświadczeniach jest jeszcze trudniejsze, ale wiem, że nie jestem w tym sama, dlatego znajduję w sobie siłę, by powiedzieć to na głos. Myślę też o całej machnie przemocy jakiej byłam ofiarą. Od seksizmu
i mizgoini otaczającychh mnie mężczyzn po popkulture, która stworzyła we mnie presję nienawiści do ciała i zapędziła mnie w zaburzenia odżywiania. Myślę o tym jak bardzo stawia się na to, żeby dziewczynki od małego uczyć posłuszeństwa i o tym, że mojej Mamie udało się mnie z tego wyzwolić, dać mi energię do życia po swojemu, poza stereotypem.
Jak mi się żyje w Polsce?
To zależy. Bo teraz pozornie niczego mi nie brakuje, jestem w uprzywilejowanej pozycji, mieszkam w dużym mieście, stać mnie na prywatną opiekę medyczną, w środowisku, w którym się obracam osobiście, kobiety traktowane są całkiem nieźle. Do tego mój mąż zrobił rok temu wazektomie, więc kwestia dostępu do aborcji czy antykoncepcji zaczęła być jeszcze bardziej odległa od mojego życia. To taki paradoks, bo mimo że te sprawy stają się coraz mniej dotyczące mnie, ja wciąż coraz bardziej angażuje się w walkę o prawa reprodukcjne kobiet i przez to też bezpośrednio spotykam się z coraz bardziej przejmującymi historiami. Obserwuję to też u moich koleżanek, działaczek. W praktyce jesteśmy dużo mniej wykluczone i mamy dużo większy dostęp do wiedzy , środków antykoncepcyjnych, aborcji, badań prenatalnych itd., ale to nie sprawia, że stajemy się obojętne, przeciwnie wciąż angażujemy się mocniej i nasz przywilej staramy się wykorzystać, by robić coś dobrego dla kobiet, które go nie mają.
Myślę, że to co daje mi dużo siły do działania, to bezpośrednie relacje kobiet, które nie mają tak łatwego dostępu do tych wszystkich rzeczy. Pracując w social mediach i prowadząc dwa duże profile o kobiecej tematyce mam kontakt z przeróżnymi osobami. Spotkam się też z hejtem, jestem więc też blisko tego całego zła i nienawiści jaka jest w ludziach. Mówią, że w Internecie wychodzi z ludzi najgorsze, zgodzę się z tym.
Sama na swojej skórze doświadczam hejtu i nagonki, parę miesięcy temu skasowano mi w wyniku tego profil na Instagramie z ponad 30 k followersów. Jako osoba pokazująca ciała poza kanonem, mówiąca o cialopozytywności, feminizmie, często jestem celem zorganizowanych ataków. Mam dużo wrogów, niestety.
Jest też w internecie masa zgubionych osób, które po prostu szukają ratunku.
Codziennie dostaję wiadomości z pytaniami, od podstawowych pytań z zakresu edukacji seksualnej, na które odpowiedzi powinniśmy znaleźć w podręczniku do edukacji seksualnej (którego jak wiadomo w polskich szkołach nie ma, bo zamiast tego mamy prowadzone często przez księży, katechetki i inne ideologicznie zaplątane osoby lekcje przygotowania do życia w rodzinie). Po bardzo skomplikowane, często dramatyczne opowieści o przemocy, wykluczeniu, bezradności i niesprawiedliwości patriarchalnej Polski.
W wielu historiach odnajduje swoje doświadczenia albo doświadczenia bliskich mi osób. Widzę, że problemy kobiet w Polsce są spójne. Mamy niezależnie od pochodzenia i statusu społecznego wiele wspólnego, choć natężenie problemów jest nieproporcjonalnie wyższe wśród osób wykluczonych ekonomicznie.
Jak mi się więc żyje, z z całą tą wiedzą, z tym bagażem doświadczeń? No coraz gorzej, bo świadomość tych wszystkich problemów, obcowanie z hejterami, słuchanie o dramatach jednostek i
przy tym obserwowaniee jak zmieniane jest prawo na niekorzyść kobiet bardzo wpływa na moje samopoczucie. Martwię się o to jak na młode dziewczyny wpłyną te zmiany społeczne, które obserwujemy i jak pogorszy się ich, często i tak beznadziejna sytuacja.
Boję się tego, że nasz kraj staje się coraz bardziej konserwatywny, że kościół wciąż trzyma w garści politykę
Bulwersuje mnie ten rząd i to co się dzieje, więc protestuje na różne sposoby. Jednak chodzenie na protesty nie dodaje mi sił, a wykańcza mnie psychicznie i fizycznie. Przez 4 lata rządów PiS miałam czasem wrażenie, że powinnam wziąć dodatkowy etat na same demonstracje. Nie dziwi mnie, że tak mało osób chodzi na protesty, z drugiej strony to, że nieliczna część społeczeństwa chce protestować jest demotywujące i frustrujące.
Także żyje mi się tu dziwnie, z jednej strony kochając ten kraj, za ludzi, przyrodę i wszystko co znam i kojarzę z dobrymi chwilami, z drugiej strony nienawidząc tego, że tyle tu ignorancji, zła i konserwatywnej buty. Czuję, że Polska jest podzielona ideologicznie, a przepaść między ludźmi się zwiększa. Tracimy punkty styczne, umiejętność dyskusji i szacunek względem siebie.
Są dni, że się boję, że patrząc za okno myślę, co zrobię jak wybuchnie wojna, albo będą chcieli mnie spalić na stosie za herezje, jak kiedyś palono ludzi za jakieś niepasujące w danym czasie rzeczy, za ciało, za myśli, za wiarę, niewiarę, za jakieś wypełnione bezrefleksyjnie brednie. Są dni, że po prostu skupiam się na tym co dobre, koncentruje na tym co dobrego mogę zrobić dla konkretnych osób, jaki temat mogę dać moim obserwującym, żeby zmieniać ten kraj na lepsze. Czuję wtedy odwagę, siłę i nadzieję.
Żyje mi się więc w Polsce dziwnie, w uczuciach niejednoznacznie, ambiwalentnie, skrajnie.