Ideologia. Zaraza. A przecież ja chcę tylko normalnie żyć. Nikogo nie przeciągam siłą na swoją stronę. Nikogo nie zarażam orientacją drogą kropelkową albo przez dotyk.
Kiedy 7 lat temu podjąłem decyzję o coming oucie, spotkałem się z niezwykle pozytywnymi reakcjami w swoim otoczeniu. No, może rodzice na początku zareagowali bardzo źle, ale teraz jest OK. Myślałem, że tak będzie z każdym rokiem, że z każdym rokiem będzie lepiej. A co mamy dziś?
Jeden ksiądz arcybiskup mówi mi, że zająłem miejsce Marksa i Lenina. W Internecie wysyłają mnie do gazu. A rzecznik praw dziecka mówi uczniom i uczennicom o innej orientacji seksualnej: afirmacja waszego zachowania to nadużycie.
A przecież ja nie wybrałem sobie orientacji. Tak jak nie wybieraliście jej wy i nie wybiorą jej wasze dzieci. Po prostu jestem. Na co dzień przekonuję się, że nie jest tak źle. Spotykam się z akceptacją przyjaciół, znajomych w pracy, rodziny. W dużym mieście łatwiej być sobą. Nie wiem tylko, czy nie żyję w jakiejś bańce, za którą rzeczywistość nie jest – nomen omen – taka tęczowa. Pochodzę z małej miejscowości. Dopóki tam żyłem, za wszelką cenę starałem się być jak inni „normalni”. Długo zajęło mi zrozumienie siebie i pogodzenie się z tym. Nie miałem na szczęście myśli samobójczych. Współczuję tym, którzy przez otaczającą ich homofobię myślą o odebraniu sobie życia.
Cześć! Kiedy rejestrowałem się na tym portalu obiecałem sobie, że nie będę wyrażał zbyt wielu opinii o działaniach środowiska LGBT. Co prawda moja ostatnia historia dotyczy właśnie tej tematyki, ale bardziej niż działaniami aktywistów LGBT zajmuję się tam tematem przedstawienia i wykorzystania tych działań w propagandzie rosyjskiej. NIe znam zbyt wielu osób o tych skłonnościach, a ich istnienie obok mnie kwituję właściwie tylko wzruszeniem ramion. Twoja historia @JustMe skłoniła mnie jednak do napisania kilku słów na poruszony przez Ciebie temat. Jest mi po prostu przykro jeżeli ktoś krzywdzi drugiego człowieka słowem lub czynem z powodu jego orientacji seksualnej. I tak jak uważasz Ty, uważam i ja, że osoby homoseksualne, nawet jeśli uczestniczą w rożnych zgromadzeniach jak np. marsz równości, niekoniecznie muszą być przedstawicielami ideologii. No właśnie,“niekoniecznie” i “nie wszyscy” ale według mnie jakaś (jaka tego nie wiem) część środowiska LGBT, chyba szczególnie tzw. aktywiści, to przedstawiciele groźnej i niebezpiecznej ideologii, godzącej w to wszystko co dla mnie ważne. Nie wiem, jaka idea im przyświeca, jaki jest ich ostateczny cel, ale w moich oczach wygląda to jak chęć rozpirzenia w drebiezgi cywilizacji europejskiej opartej na wartościach chrześcijańskich. Swoją droga to właśnie dzięki wartościom naszej cywilizacji osoby te mogą wyrażać otwarcie swoje poglądy (zapraszam na paradę równości do Mekki, albo nawet do imigranckiej dzielnicy w takiej Szwecji na przykład). To wszystko odbywa się pod szczytnymi hasłami walki o “prawa” i “wolność” ale jednocześnie sposób prowadzenia dyskursu przez tych aktywistów jest bardzo ostry i konfliktowy. No bo czemu ma służyć np. parodia Mszy Św., czy pochodów maryjnych czy też akcja z tzw. cipkomaryjkami? Chyba nie temu, żeby zwrócić uwagę na autentyczne problemy homoseksualistów w Polsce jak np. zdarzające się szykany czy akty agresji? Mam wrażenie, że ci, którzy stoją za organizacjami tych marszów ze stałą plejadą uczestników, dążą do jak największego skonfliktowania naszego społeczeństwa, prowokowania incydentów aby uzyskać możliwość głośnego krzyczenia o powszechnej homofobii w Polsce i “brunatnej” fali. Do tego dochodzą wieści z zagranicy od których włos się jeży na głowie jak dość głośna ostatnio sprawa z USA dot. wymuszonej przez matkę zgody na zmianę płci u siedmiolatka. Oglądam to wszystko i powtarzam słowa mojego serdecznego przyjaciela “ta cywilizacja musi zginąć”…