Wydaje mi się, że jeśli chodzi o wzrost radykalnej, skrajnej prawicy, to związany jest on z marszem niepodległości, który odbywa się od 2009 roku. Na początku było to niszowe wydarzenie, związane z ONRem, skrajną, ksenofobiczną organizacją młodzieżową, która reaktywowała organizację z lat 30-tych o tej samej nazwie. Wtedy była ona związana z falą faszystowskich tendencji w Europie - trwał zachwyt Mussolinim, Adolfem Hitlerem - i takie organizacje powstawały w wielu krajach. Współcześnie odwołuje się on ideologią do swojego poprzednika: tradycji antysemickich gett ławkowych, bitwy o handel i zwalczanie żydowskiej przedsiębiorczości, ataki fizyczne na mniejszości etniczne, w szczególności żydowską i ukraińską.
ONR postanowił wrócić do lat swojej świetności organizując marsze z Młodzieżą Wszechpolską - pierwszy miał miejsce w 2008 roku, 11 listopada. Jako ruch antyfaszystowski blokowaliśmy go z sukcesem w Warszawie i zmusiliśmy ich do zmiany. Był to sygnał, że nie dajemy zgody na przemarsz ludzi o takich poglądach. Kolejne marsze blokowały różne środowiska - od Gazety Wyborczej, po antifę i anarchistów. Mimo to marsz się rozrasta i obecnie liczy do 100 tys osób (niepotwierdzone), i jest bodajże największym zgromadzeniem publicznym w Polsce.
Środowisko skrajnej prawicy wybiło się w opozycji do rządów PO w latach 2007-2015, budując kult żołnierzy wyklętych i promując reakcyjne myślenie - homofobiczne, zachowawcze i katolickie - ale takie przedsoborowe, nieekumeniczne myślenie, nie uwzględniające wielogłosu rzymskiego katolicyzmu.
Po 2015 roku, skrajna prawica zdobyła patrona w postaci władzy państwowej - nowy rząd PiSu, poprzez swoich wojewodów, zaczyna wspierać finansowo skrajne prawicowe organizacje, wciągając do władzy ludzi z tych ugrupowań. Przykłady? Minister Cyfryzacji, który jest związany z Młodzieżą Wszechpolską, albo Wojewoda lubelski Czarnek, doktor prawa KULu, który chodzi co roku na marsz Żołnierzy Wyklętych i jako jeden z głównych organizatorów tego wydarzenia uwiarygodnia je z perspektywy autorytetu swojego stanowiska. Jego poglądy są skrajne prawicowe i homofobiczne - zawarł on np. ostatnio ugodę z organizatorem Marszu Równości w Lublinie, który pozwał go za dyskryminujące wypowiedzi.
Część skrajnej prawicy weszła do parlamentu na fali popularności nowego lidera, Pawła Kukiza - jednak szybko się pokłócili i oderwali od partii, realizując indywidualnie swoje postulaty. Tacy narodowcy, jak np. Winnicki, czy Zawisza, ściągali do parlamentu innych przedstawicieli skrajnej prawicy z Europy - Węgier, Włoch, Hiszpanii, tworząc międzynarodówkę skrajnie prawicowych, antyunijnych, ksenofobicznych organizacji.
Z perspektywy Lublina, który jest prowincjonalnym miastem dość blisko Warszawy, widoczny jest drenaż aktywnych, kreatywnych jednostek, więc prawicowi liderzy (raczej nie liderki, bo dominują na prawicy faceci) zasilają struktury centralnych jednostek - odbiło się to np. na frekwencji na marszu Żołnierzy Przeklętych, któremy brakuje lokalnego lidera. Zasilają je więc tutaj raczej środowiska kibicowskie, osiedlowe, subkulturowe - a elitę stanowią osoby z KULu, które działają w stowarzyszeniu Vademecum, akademickim klubie myśli społeczno-politycznej, z którego wyłoniły się twarze skrajnej polskiej prawicy - Ziemkiewicz, Zawisza, profesor Ryba, który zasiada teraz w sejmiku i ma narodowo-socjalistyczne poglądy. Wydaje się, że za czasów Platformy ten ruch wyglądał “ciekawiej” - po 2010 roku mieliśmy bardziej aktywnych Autonomicznych Nacjonalistów, niszową grupę bazującą na niemieckiej anti-antifie, alternatywnie wyglądającej subkultury młodzieżowej, która ma reakcyjne poglądy, czasami wręcz terrorystyczne.
Wreszcie zostaje nam prawicowy plakton, czyli Marian Kowalski, kiedyś rzecznik prasowy ONR, związany z Idź pod Prąd, grupą pastora Chojeckiego i jego rodziny, która prowadzi też swój program telewizyjny. W zeszłym roku się pokłócili i Kowalski założył grupę My z Lublina, z której kandydował na prezydenta miasta - dostał niecały 1 procent. Poparcie skrajnej prawicy jest więc szczątkowe, mimo medialności i rozpoznawalności tych osób. Nie są oni poważani przez wyborcę, ale są widoczni i wpływają na życie publiczne dlatego, że pracują z innymi grupami.
Jedną z innowacji Ministerstwa Obrony Narodowej z Macierewiczem na czele jest obywatelska milicja w postaci Wojsk Obrony Terytorialnej, składających się z nisko wykwalifikowanych oddziałów parawojskowych z powszechnego naboru. Siły te wspierają kurczącą się armię polską - mamy 2 brygady w Lublinie, które kultywują mit i legendę żołnierzy wyklętych. Dla mnie to jest ciekawe, bo mój wuj, major Wisła, był zastępcą głównego Żołnierza Wyklętego na lubelszczyźnie, Hieronima Dygutowskiego-Zapory - to moja rodzinna mitologia, w której się wychowałem, i widzę, jak od końca lat 80-tych mit się deformował - uprawia się hagiografię tych osób i ignoruje nadużycia, których się dopuścili.
Wojska obrony terytorialnej budują więc swoje zaplecze na tej historii i przyciągają osoby ze skrajnej prawicy - dając im okazję zdobywać wiedzę, umiejętności i praktykę w walce paramilitarnej, co uważam za niebezpieczne. Jeśli pojawią się okoliczności do ich użycia, może to mieć złe skutki dla wielu różnych mniejszości w Polsce. Wróg publiczny zmienia się teraz regularnie. Mamy też inną nowość - klasy mundurowe - które militaryzuja życie spoleczne. Przychodzenie do szkoły w mundurach jest dość popularne.
Lubelszczyzna, jako dawna Kongresówka, charakteryzuje się konserwatywnymi postawami - była matecznikiem PSL, teraz jest elektoratem PiSu. Widać duże zmiany - znika rolnik polski, zastępują go latyfundyści, prowadzący monokultury rolne. Zanikają tradycyjne zawody i lokalne “powołanie”, a wraz z nimi zmienia się tkanka społeczna, małe miasteczka wymierają z braku pracy. I to o ten małomiejski/wiejski elektorat walczy z sukcesem PiS. Moim zdaniem ich polityka niewiele różni się od PO - poza pakietem socjalnym, dzięki środkom unijnym kontynuują duże infrastrukturalne projekty, czyli tzw. zalewanie betonem na duża skalę i wycinanie drzew (ostatnio prezydent Parczewa). W Lublinie widać jednak kurczącą się scenę startupów, którą PO wspierało, i która po lokalnych wyborach zaczęła migrować. Podoba się wyborcom na pewno ich polityka godnościowa, napędzana przez media publiczne - co działa, dlatego, że elity podśmiechują się z niższych klas. Moi rodzice też na nich głosują - a są z Kazimierza Dolnego, który wydaje się dość kosmopolitycznym miasteczkiem.