Jak wpłynęły na mnie zmiany w Polsce?
Wpłynęły silnie na moją tożsamość, na mój sposób myślenia o społeczeństwie. Kiedy dochodziło do demontażu polskiego Trybunału Konstytucyjnego i systemu sądownictwa poczułem niesamowitą złość, ale też niezgdę estetyczną na konwencję w jakiej zmiany były i są dokonywane. To nie mój język. To populsityczny język silnie zabarwiony mitologiczną historią żołnierzy wyklętych z nutką faszyzmu, oraz katolicką retoryką, której szczególnie się boję. Boję się tego, czuję niezgodę i frustrację. Nagła zmiana, która się wydarza jest dla mnie zbyt drastyczna. Zacząłem manifestować wobec tego swoje niezadowolenie i wyszedłem na ulicę, gdzie poznałem nowy rodzaj wspólnoty- wspólnotę obywatelską, która staje w obronie wartości dla mnie fundamentalnych. Wtedy zrozumiałem, że wspólnota demokratyczna to także obowiązki, to jest coś o co trzeba dbać, do czego należy dokładać, starać się, pielęgnować. Bez tego wspólnota jest słaba i łatwo ją zniszczyć i zmanipulować.
Przy okazji mówieniu o zmianach mam potrzebę nawiązać do stanu naszej natury. Nasza planeta umiera a my nic z tym nie robimy. Jak to o nas świadczy? Co robi z tym obecna władza? Dla przykładu: możemy stracić miliardy euro na sponsorowaną wymianę pieców w Polsce tylko dlatego, że władza lekceważy problem ekologiczny. W ogóle mam poczucie, że jesteśmy świadkami wielkich zmian na naszej planecie, że ten odchył w prawą stronę to coś więcej niż tylko polityczna zmiana. Niszczymy nie tylko układy społeczne, ale i naturę. To zmierza w złym kierunku.
Złość, lęk, frustrację, wcześniej nawet. Dzięki wspólnocie osób walczących o demokrację poznałem kilku przyjaciół. Z drugiej strony zmiana tożsamości spowodowała utratę kilku starych znajomych- po nich spodziewałem się więcej zważywszy na rangę zmian, które mają miejsce. To było brutalne zderzenie ze snem, którym był brak wystarczających działań ze strony społeczeństwa. Zmiana tożsamości była niezbędna, by nie musieć ponosić kosztów związanych z byciem na ulicy. Zszedłem z ulicy, ale mam poczucie, że zostawiłem walczących. Jakoś muszę z tym żyć. Ale koszty bycia na ulicy były dla mnie zbyt wielkie, nie dawałem sobie z tym rady. Mam duży szacunek dla ludzi, którzy mają odwagę walczyć wciąż o swoje wartości mimo kosztów, które są ogromne.
Jak widzę przyszłość?
Fajny świat już był. Jestem raczej w pestymistycznym nastroju. Naukowcy mówią, że nasz świat jaki znamy się kończy. PiS w mojej ocenie jest szalony. Nie bierze pod uwagę rozsądku i kieruje się tylko politycznym interesem. Chciałbym być optymistą, ale to nie działa… no dobrze, staram się jednak nie wierzyć do końca w swoją wizję. Po tych wydarzeniach zmianach, które mają miejsce u nas, czuję się obcy w społeczeństiwe. Jakby już nie było moje.
Andrzej: dziennikarz ogólnopolskiego tygodnika, psychoterapeuta, działacz społeczny, duże miasto, wykształecenie wyższe skończone 50 lat