Wybory i... co dalej?

Za nami wybory. Co prawda wciąż czekamy na ostateczne wyniki, wiemy już jednak jak mniej więcej będzie wyglądać rozkład sił w parlamencie. Wiemy też czego spodziewać się po każdej z partii. Jedyne czego nie wiemy, to co przyniesie przyszłość. Widmo kryzysu gospodarczego i klimatycznego, związane z nimi masowe migracje, słabość Unii Europejskiej, zagrożenie konfliktami zbrojnymi - z tym wszystkim nasz kraj i cały świat będzie się musiał zmierzyć.
Oddając swój głos w ostatnich wyborach, nie mogłem pozbyć się jednej myśli - czy w obliczu wyzwań jakie stoją przed naszym państwem będziemy potrafili zapomnieć o podziałach i zjednoczyć siły, zapominając o różnicach światopoglądowych.
Mam wrażenie, że doszliśmy do punktu, w którym jaki społeczeństwo musimy powiedzieć sobie jasno: dość eskalowania emocji, zarzucania drugiej stronie samych złych intencji, posługiwania się mową nienawiści. Dość nastawiania jednych przeciwko drugim w telewizji, prasie i internecie. Dość przedstawiania swoich prawd, które usypiają społeczeństwo a politykom z obu stron pozwalają unikać odpowiedzialności za przeszłe działania lub ułatwić realizację swojej wizji politycznej.
Jako naród marzymy o tym, by się bogacić i doścignąć w rozwoju kraje zachodniej Europy. Wciąż jesteśmy na dorobku, dlatego chcemy jeździć lepszym autem, zarabiać więcej, wysyłać nasze dzieci do najlepszych szkół. Pracujemy więcej i więcej, żeby zapewnić sobie lepszą przyszłość. Zadajmy sobie jednak pytanie dokąd w tym pędzie zmierzamy. Czy ciągły rozwój da nam szczęście? Czy zapewni nam i naszym dzieciom bezpieczną przyszłość? Czy nie płacimy za to zbyt dużej ceny - zdrowiem naszych dzieci, chronicznym brakiem czasu, ciągłą rywalizacją o zasoby, których mamy coraz mniej.
Będąc ostatnio w centrum Warszawy zdałem sobie sprawę jak bardzo się od siebie oddaliliśmy. Każdą wolną przestrzeń oddajemy samochodom, odgradzamy się od siebie szlabanami, mijamy się wpatrzeni w smartfony. Wykorzystujemy przyrodę do granic możliwości i nie słuchamy młodego pokolenia, które chce nas zawrócić ze złej drogi. Karmimy się informacyjną papką, która napełnia nas lękiem, otaczamy się ogłupiającymi reklamami, by potem odreagowywać oddając się konsumpcji.
Czasem gdzieś w środku odzywa się w nas głos, że może podążamy niewłaściwą stronę. Część z nas ma potrzebę by dobitnie o tym przypomnieć - wychodzimy na ulice, głośno domagając się zmiany. Chcemy nowych autorytetów, nowych wartości. Ale z drugiej strony odzywa się głos tych, którzy w zmianie widzą zagrożenie, oni sprowadzają nas na ziemię, spowalniają, obawiając się chaosu i utraty kontroli.
Przyszłość jest niepewna, to wiemy, ale ona jest tylko jedna, wspólna. Jest w rękach wszystkich nas, czy tego chcemy czy nie. Mamy do wyboru utknąć w niekończących się sporach, zamykając oczy na prawdziwe problemy naszego świata albo z niepewnością podać sobie ręce i wreszcie porozmawiać o tym co naprawdę ważne.

Rafał, 36 lat, psycholog

Cześć, @rafalgk - witam w Edgeryders i w naszej rozmowie o Polsce.

Ciekawa jestem, jak Ty czujesz się z ostatecznymi wynikami wyborów i jak myślisz, co nas czeka dalej?

Ktoś kiedyś na platformie powiedział, dość prowokacyjnie, że PiS się zliberalizuje i pochłonie głosy z centrum w ten sposób, czemu dobitnie zaprzeczyli ostatnim projektem karania więzieniem za edukację seksualną. Wygląda więc raczej na to, że podążymy Orbanowską scieżką - czeka nas rosnący tradycjonalizm, konserwatyzm, i prawdopdobnie kolejne paraliżujące demokrację decyzje.

Niestety, nie potrafię zrozumieć, dlaczego lanie betonu i wycinanie drzew to wciąż synonim rozwoju i dobrobytu dla wielu rządzących w Polsce.

Zastanawiam się też sama, co może nas zbliżyć do siebie - czy myślisz, że jest jakiś zestaw wartości, który moglibyśmy odkryć na nowo i na tej bazie budować wizję świata, który jest pluralistyczny i otwarty? Nie musi to być żadna lewacka utopia, raczej zdrowy system pozwalający nam wszystkim na bycie sobą i nieszkodzenie drugiemu. Katolizycm ewidentnie się w tym nie sprawdza, choć przecież głosi dokładnie to.

No właśnie, jak myślisz, co dalej?

Cześć, @natalia_skoczylas, dziękuję za miłe przyjęcie.

Pytasz jak czuję się z wynikami ostatnich wyborów. Przede wszystkim spodziewałem się zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości. Ale spodziewałem się również wejścia Lewicy do Sejmu z dobrym wynikiem. Chociaż nie uważam siebie za liberała i z kilkoma postulatami partii lewicowych się nie zgadzam, to głosowałem na przedstawiciela Lewicy właśnie. Jestem zdania, że PiS musi mieć skuteczną przeciwwagę w Sejmie, a spora część społeczeństwa prawo do swojej reprezentacji w parlamencie. Wydaje mi się ulica nie jest miejscem do rozwiązywania sporów politycznych a parlament właśnie.

Co czeka nas dalej? Myślę, że przez jakiś czas wiele się nie zmieni. Ale nic nie jest dane raz na zawsze. Prezes PiS-u sam stwierdził, że będzie to dla nich to trudna kadencja. Ja również gdzieś słyszałem, że jeśli poczują się niepewnie, to będą próbować łagodzić język. Kilka razy już wycofywali się po protestach z kontrowersyjnych projektów lub je poprawiali, może z projektem ustawy o którym wspominasz będzie podobnie.

Ja również nie potrafię zrozumieć podejścia rządzących do pewnych kwestii. Nie mogę im odmówić nieustępliwości i skuteczności w porządkowaniu bieżących spraw, ale moim zdaniem wycinanie drzew, pozostawanie przy węglu to podejście na krótką metę.

Jeśli miałbym wybrać jakiś zestaw wartości to nie szukałbym daleko. Co sądzisz, żeby zacząć od Dekalogu? Katolicyzm faktycznie się nie sprawdza, ale mógłby - gdyby Kościół słuchał swojego papieża. Dziwi mnie, że dla wielu Polaków otwartość i szacunek dla odmienności stoją w sprzeczności z szacunkiem dla małżeństwa i rodziny. Szacunek dla powstającego życia stoi w sprzeczności z szacunkiem dla kobiety. Przyjęcia uchodźcy nie da się pogodzić z utratą poczucia bezpieczeństwa.

Tak na koniec sobie myślę, że zbliżyć nas mógłby wspólny cel, wspólne działanie, dzięki któremu będzie szansa się bliżej poznać, w którym każdy jest potrzebny i niezbędny.

1 Like

Hej, tak pół żartem, pół serio na początek: dziś już nie jesteśmy podzieleni, nie ma Polski A i B, dziś jest tylko Polska B, wystarczyło 500zł żebyśmy się zjednoczyli…
Jeśli koniunktura się nie zmieni przez najbliższe 4 lata, to następne wybory pis wygra z jeszcze większą przewagą. Dlaczego? Abstrahując od średniowiecznych poglądów JK, to trzeba przyznać, że jest genialnym politykiem. Idealnie wykorzystał sprzyjającą koniunkturę, żeby kupić głosy wyborców, a jeśli gospodarka dzięki kontynuacji dobrej passy utrzyma ten ‘socjal’ na wysokim poziomie, ludzie bez wachania ponownie oddadzą na nich głos. Drugą sprawą, stawiającą kropkę nad i jest fakt, że dzisiejsza opozycja jest kompletnie nieudolna. Ludzie pamiętają 8 lat PO i nie chcą ich z powrotem. Te same twarze wzbudzają tylko niechęć, a ich opozycja absolutna nie poprawia im sondaży. Ten populizm nie ma szans z 500+. Oczywistym było, że jedyną szansą na odsunięcie PIS od władzy było wystawienie jednej listy (potwierdziły to wyniki). Niestety dzisiaj nawet opozycja nie potrafi się dogadać, żeby wspólnie sięgnąć po władzę… Nie sądzę więc, żeby mowa nienawiści ustała, wręcz przeciwnie, uważam, że będzie się pogłębiać, tak jak pogłębiać się będzie podział społeczeństwa.