Moi rodzice (jak większość rodziców na świecie) nie czuli się przygotowani do tego, aby rozmawiać ze swoim dzieckiem o seksualności. Byli jednak świadomi tego, że tego tematu całkiem nie powinno się przemilczeć i pierwszą książkę kupili mi, kiedy nauczyłam się czytać. Pamiętam, że najbardziej zafascynował mnie fragment o tym, jak wygląda stosunek seksualny. Jako osoba od zawsze dużo czytająca, zwracałam uwagę na wszystko o seksualności, co wpadło mi w ręce. Przypuszczalnie w celu profilaktyki antynarkotykowej mama kupiła mi „My, dzieci z dworca ZOO” i o ile do narkotyków nigdy mnie nie ciągnęło, to nauczyłam się z niej nowych rzeczy o seksie (ani chcianym, ani radosnym). Poza tym edukowałam się jak wszyscy inni z telewizji, hollywoodzkich filmów i seriali.
Już w podstawówce dotarło do mnie, że coś z kulturą wokół seksu jest nie tak. Pedagożka szkolna, która miała prowadzić wychowanie do życia w rodzinie, nie była w stanie przekazać żadnej konkretnej wiedzy. To, co zapamiętałam z nielicznych zajęć, to jej niechęć do relacji jej znajomych, w której mężczyzna podporządkował się żonie, a przecież powinno być odwrotnie. Doceniam inicjatywę mojej wychowawczyni, która przeprowadziła jedne zajęcia o miesiączce, ale z podziałem na płcie (nie wiem, czego w tym czasie uczyli się chłopcy), i po tym, jak sama zaczęłam miesiączkować.
W liceum było jeszcze gorzej. Poszłam na pierwsze zajęcia z wychowania do życia w rodzinie i od razu z nich zrezygnowałam, bo prowadziła je studentka teologii. Dla mojej mamy było oczywiste, by dawać mi wybór w sprawach światopoglądowych. Była też na tyle świadoma, że zaprowadziła mnie do ginekolożki i nie był to w naszym domu temat tabu. Na lekcjach biologii poznawaliśmy za to głównie świat roślin, a jednym z ulubionych powiedzonek nauczycielki było „szklanka wody zamiast seksu”.
Mój wrodzony feminizm i rosnąca niezgoda na seksualną rzeczywistość doprowadziły mnie do Grupy Edukatorów Seksualnych Ponton przy Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, w której jako wolontariuszka działam od 13 lat. Moim celem stały się: bezpośrednia pomoc młodym ludziom, promowanie założeń nowoczesnej edukacji seksualnej i zmiana prawa zarówno szkolnego, jak i medycznego tak, by dostęp do bezpłatnej antykoncepcji i innych usług związanych ze zdrowiem seksualnym był możliwy dla wszystkich. Żaden rząd po 1989 roku nie wywiązał się z międzynarodowych i narodowych zobowiązań - rzetelnej edukacji seksualnej ani refundowanej antykoncepcji nadal w Polsce nie ma. To, co zmieniło się w ostatnich latach, to świadomość, że nasz dobrostan zależy także od możliwości podejmowania autonomicznych decyzji w dziedzinie seksualności (duże zasługi ma na tym polu Grupa Ponton) i potrzeba stworzyć do tego odpowiednie warunki.
Żeby nastąpiła zmiana na poziomie prawa, musimy głosować na polityków i polityczki, którzy potrafią o tym rozmawiać w sposób otwarty. To, co każdy z nas może zrobić prywatnie, to: przemyśleć własne doświadczenia związane z edukacją seksualną i jak wpływają one na nasze życie, a także poszerzać wiedzę w oparciu o dobre źródła. Jeśli macie dzieci, warto sprawdzać, kto jakie informacje im przekazuje i wymagać od szkół rzetelnych lekcji wychowania do życia w rodzinie.
Moja pasja stała się moją pracą. Od 2017 roku pracuję jako edukatorka seksualna w Londynie. Prowadzę zajęcia w szkołach, klubach młodzieżowych, domach dziecka. W Wielkiej Brytanii nie zakłada się, że uczenie abstynencji może przynieść jakąkolwiek korzyść. Młodzi ludzie w każdym wieku mogą przyjść do kliniki zdrowia seksualnego i otrzymać wsparcie, antykoncepcję, zbadać się. Mam nadzieję, że za mojego życia będzie to możliwe w Polsce.